Felieton. Zapomniani nauczyciele


Nauczyciel to jest taki zawód, że człowiek zna wszystkich. Nawet w Łodzi, choć to niby duże miasto, dwóch kroków nie mogę zrobić, żeby zaraz nie natknąć się na znajomych. Byłych i obecnych uczniów, ich rodziców, nauczycieli, teraźniejszych i emerytowanych, z którymi pracowałem w różnych szkołach.

Żona mówi, że wstyd ze mną iść na zakupy, bo co chwila ktoś mi zastępuje drogę i chce pogadać. Na szczęście, teraz jest pandemia, więc znajomi zniknęli.

Gdy są imieniny, a przecież czyjeś są codziennie, zawsze mam kogoś, do kogo muszę zadzwonić. A w Zofii, 15 maja, Jolanty, 15 czerwca, czy w Andrzeja, 30 listopada, trzeba dzwonić od rana do nocy. Nie przesadzam. No więc dzwonię w andrzejki do solenizanta, dawniej przyjaciela, a dziś emeryta, aby złożyć mu życzenia i zapytać, co słychać. Odpowiada, że wszystko w porządku, a wszystko dzięki temu, że od ośmiu miesięcy nie wychodzi z domu. Chory jesteś? – pytam, bo nie mogę pojąć, jak można tak długo nie opuszczać mieszkania.



(…)

 

Dariusz Chętkowski

 

Więcej – tylko w Głosie (nr 50, e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 50/2020: