O rzeczywistych problemach w oświacie nie rozmawiamy, bo nie ma z kim. Nas, szaraczków, nikt nie pyta


Z Magdaleną Prokaryn-Dynarską, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 im. Adama Mickiewicza w Łodzi, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Szkoły w czasie pandemii są otwarte czy zamknięte? – usłyszałam ostatnio takie pytanie. Jak to jest w Pani szkole?

Są otwarte, nasza od 7 do 17. Rodzice, którzy pracują przy zwalczaniu COVID-19, zgłosili potrzebę opieki nad kilkorgiem uczniów. Dzieci te pojawiają się w szkole sporadycznie, a od początku nauczania zdalnego był tylko jeden taki uczeń. Przychodził przez kilka dni. Jednak, niezależnie od wszystkiego, jesteśmy w gotowości. Otwarte są świetlica, biblioteka oraz pracownia komputerowa dla tych, którzy chcieliby korzystać ze szkolnych komputerów i łączyć się z nauczycielami ze szkoły. Podkreślałam i będę to podkreślać, że dzieci są bardzo poszkodowane. Siedzenie non stop przed komputerem w domu, bez kontaktu z rówieśnikami, ze szkołą, z nauczycielami, naprawdę odbija się na ich zdrowiu psychicznym i fizycznym. Dlatego od początku byłam zwolenniczką nauczania hybrydowego.

Może Pani podać już jakieś konkretne przykłady problemów, z jakimi borykają się uczniowie?

Są dzieci, które zasypiają z bólem głowy z powodu czasu spędzonego przed komputerem. Patrzę z perspektywy nauczyciela, dyrektora i rodzica. Uczniowie naprawdę potrzebują wsparcia psychologicznego. W naszej szkole mogą spotykać się z pedagogiem face to face. Przychodzą na te spotkania, aby porozmawiać, uzyskać wsparcie. Uważam, że taka pomoc jest niezbędna i nie ma co czekać, aż uczniowie wrócą do szkoły, bo potrzebują wsparcia już teraz. Dlatego oprócz rozmów face to face pedagog łączy się z nimi online na indywidualnych spotkaniach. Z niektórymi uczniami odbywają się one cykliczne, z innymi sporadycznie. Do dyspozycji uczniów jest również szkolny psycholog.



(…)

 

Cała rozmowa tylko w Głosie (nr 50, e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 50/2020: