Ochrona danych osobowych. Nawet Bondowi się nie śniło, jakie informacje można dziś pozyskiwać


Z Jarosławem Felińskim, ekspertem ds. ochronny danych osobowych, i Janem Grądzkim, dyrektorem Technikum nr 20 w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Czy ja jestem bezpieczny, czy jestem sam, kiedy siadam w domu przed komputerem? – zastanawiał się niedawno w mojej obecności nauczyciel, który od marca prowadzi zdalne lekcje. Co można mu odpowiedzieć?

Jarosław Feliński: Ma słuszne odczucie, intuicja go nie myli. Wszelkie urządzenia, które moi koledzy informatycy nazywają smyczourządzeniami, należy traktować jak czipy. Zwróćmy uwagę, że w rozporządzeniu ogólnym, tzw. RODO, podkreślono, że dane o lokalizacji są danymi osobowymi. To jest jedna z tych spraw, o której chcemy mówić młodzieży i nauczycielom w szkołach, ale także o tym, że na przykład każde słowo wypisane w sieci jest przez algorytmy przerabiane tak, aby profilować usługi pod nas, według naszych potrzeb. Nasza prywatność znika, dlatego jest tak cenna. To nie my mamy konto w portalu społecznościowym, to on ma nas. Jakiś czas temu wydrukowałem instrukcję i regulamin jednego z portali. Ma 11 mb. I po przeczytaniu nawet krótkiego fragmentu jasno wynika, że wszystko, co umieszczamy, jest własnością portalu. Dlatego projekt, który przygotowujemy wspólnie ze dyrektorem Grądzkim, jest tak ważny i potrzebny.

Wiem, że chcecie wspólnie kształcić przyszłych specjalistów ds. poszanowania prywatności i ochrony danych osobowych.

Jan Grądzki: – Tak, oczywiście o to chodzi. Przed rokiem zrodził się taki pomysł. Został przygotowany cały projekt i program dotyczący kształcenia w szkole policealnej. Podpisałem nawet porozumienie o współpracy z dwiema uczelniami, w tym z AGH w Krakowie. Do nauczania przedmiotów dotyczących ochrony danych potrzebni są specjaliści. Na podstawie tych porozumień uczelnie zobowiązały się, że ich zapewnią, że poprowadzą profesjonalne zajęcia.



(…)

 

Cała rozmowa tylko w Głosie (nr 50, e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 50/2020: