Nie zbieram wyłącznie prymusów. Proponuję też udział w tych dodatkowych zajęciach dzieciakom bez większych sukcesów edukacyjnych, nawet zagrożonym. Stworzyłem im przestrzeń, w której mogą się realizować. Wyznaczam cel, widzą sens tego, co robią. Najbardziej dumny jestem, że z tej pracowni wychodzą ludzie dobrzy, wrażliwsi na potrzeby drugiego człowieka. Dla mnie ich udział w tzw. olimpiadach życia, pomoc osobom niepełnosprawnym jest ważniejsza od zdobycia oceny za coś, co za rok czy dwa stanie się w informatyce przeżytkiem.
Z Arturem Tutką, nauczycielem przedmiotów zawodowych w Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących im. Stefana Banacha w Jarosławiu, Nominowanym do tytułu Nauczyciel Roku 2022, rozmawia Halina Drachal
To, co robi Pan z uczniami dla innych to nieoceniona pomoc… Zaczęło się cztery lata temu od druku w 3D ręki dla uczennicy Waszą własną techniką.
– W 2019 r. przyszła do naszej szkoły dziewczyna bez prawego przedramienia, której marzeniem było zostanie mechanikiem samochodowym.
I została?
– Tak, została, jednak zajęcia praktyczne wymagały użycia dwóch rąk. Obiecaliśmy jej wtedy z chłopakami, że zrobimy wszystko, by pomóc.
To „wszystko” oznaczało…
– Opracowanie i wydrukowanie ręki w technice 3D. Dostała ją od nas. Jednak wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że takie osoby są bardzo wrażliwe. Trochę potrwało, zanim ona tę rękę założyła. Teraz Kinga ma już rękę bioniczną Zeus, dostała ją od firmy amerykańskiej, studiuje, pracuje. Jest szczęśliwa.
A do nas zaczęły zgłaszać się dzieci z całej Polski: z Lublina, Szczebrzeszyna, Poznania i wielu innych miejsc. Razem z uczniami wyposażamy je w rączki wydrukowane na drukarkach 3D.
Nauczyciel Roku 2023 i Nauczyciel Jutr@. Szukamy Najlepszych z Najlepszych!
Jak coś takiego stało się możliwe w naszym systemie edukacji?
– Dzięki pomocy ludzi dobrej woli. Jestem tylko nauczycielem, nie mam żadnego stowarzyszenia ani fundacji. Mam tylko moje żuczki, jak nazywam swoich uczniów. Rok temu obiecałem sobie, że spróbuję zrobić coś bez pomocy systemu. W dodatku przyjęte przez mnie równanie szkoła + uczeń + rodzic + media to sukces okazało się prawdziwe. Postanowiliśmy postarać się o wsparcie w serwisie Patronite, który łączy twórców i autorów różnych wynalazków z patronami, którzy chcą i mogą ich wspierać finansowo. Rok temu założyliśmy więc konto na Patronite.
Od dyrektora szkoły dostaliśmy salę w piwnicy, którą przerobiliśmy z chłopakami na pracownię. Dołożyłem tam drukarki 3D. I to był strzał w dziesiątkę, bo dzieciaki pokochały to miejsce, przychodzą nawet w wakacje, robią te rączki, klawiatury i wiele innych rzeczy.
Stała się czymś w rodzaju inkubatora pomysłów. Ale pewnie nic by się nie stało, gdyby świat się o nas nie dowiedział. Na zaproszenie telewizji TVN pokazaliśmy, co robimy. Prezentujemy też nasze prace w mediach społecznościowych. Dzięki temu udało nam się zebrać trochę pieniędzy na Patronite, nauczyłem uczniów zbiórek internetowych, tzw. crowfundingów. Z tych zrzutek powstała m.in. klawiatura Filipa.
To ta z sukcesem w Dallas?
– Tak, ale to znacznie później, dopiero miesiąc temu. Wracając do wątku – ze zbiórek mam pieniądze na plastiki do drukarek, na ich naprawę. Zajęcia w tej pracowni odbywają się po normalnych lekcjach, zapraszam na nie też rodziców, przynoszą domowe wypieki, a my mamy za co zorganizować poczęstunek. Zwykła pizza sporo „potrafi”. Razem pracujemy, dużo rozmawiamy. Przy okazji rozwiązujemy problemy, także wychowawcze, a rodzice widzą, jak w rzeczywistości wygląda praca w edukacji i się dziwią.
A ja z kolei czerpię od nich informacje o ich preferencjach. Dodatkowym bonusem jest uświadamianie ludziom, że praca nauczyciela nie trwa 18 godzin.
Jak Pan znajduje tych młodych, zdolnych ludzi?
– Nasze sukcesy sprawiły, że dzieciaki lgną do tej pracowni. Przychodzi grupa rotacyjna złożona z uczniów różnych klas. Gdy jedni pracują przy drukarkach 3D, inni przy klawiaturach. Jeszcze inni stworzyli inteligentną lodówkę, która podpowiada, ile kalorii zjedliśmy, jakie mamy zrobić zakupy. Jedna z matek, doktor technologii żywienia, opracowała przepisy właściwego odżywiania się. Mam uczniów z ogromnymi problemami zdrowotnymi, którzy tutaj uwierzyli w siebie. Przypomnę tylko wygrane olimpiady, olimpiadę Zwolnieni z Teorii, ogólnopolski konkurs E(x)plory, a także ostatni sukces – akredytację do Dallas i zdobycie tam przez Filipa Piękosia drugiego (nagroda specjalna od IEEE Instytutu Inżynierów Elektryków i Energetyków) i trzeciego miejsca w międzynarodowym konkursie Regeneron ISEF (International Science and Engineering Fair), w kategorii Embadded systems od Microsoft, najbardziej prestiżowym naukowym konkursie na świecie.
Nie zbieram wyłącznie prymusów. Proponuję też udział w tych dodatkowych zajęciach dzieciakom bez większych sukcesów edukacyjnych, nawet zagrożonym. Stworzyłem im przestrzeń, w której mogą się realizować. Wyznaczam cel, widzą sens tego, co robią. Najbardziej dumny jestem, że z tej pracowni wychodzą ludzie dobrzy, wrażliwsi na potrzeby drugiego człowieka. Dla mnie ich udział w tzw. olimpiadach życia, pomoc osobom niepełnosprawnym jest ważniejsza od zdobycia oceny za coś, co za rok czy dwa stanie się w informatyce przeżytkiem. A niektórzy mają już do pracowni swoje prywatne klucze, kontaktujemy się na grupach społecznościowych, pytają, co i jak mogą zrobić. Nasze lekcje trwają w ten sposób o wiele dłużej niż przyznana mi oficjalnie jedna godzina w tygodniu.
Co jest najtrudniejsze? To, że zawsze chodzi o pieniądze?
– Najczęściej. Żeby zdobyć plastik do drukarki, w systemie muszę napisać podanie do dyrektora, on stara się dalej… Firma z Poznania EI System znalazła mnie w tej piwnicy pracowni i mocno wspiera finansowo, choćby wyposażając w drukarki. Dzięki niej mogę robić więcej, dać tym dzieciakom, które biorą udział w projektach i konkursach, drukarki do domów, żeby mogły pracować. Uczeń tego wszystkiego potrzebuje teraz, on nie może czekać na rozpatrzenie wniosków.
Pracuje Pan 25 lat. Jak to jest być dziś innowatorem w edukacji?
– Trzeba być mocno kreatywnym i nie bać się mówić o tym, co się robi. Skończyłem wychowanie techniczne w WSP i informatykę w Uniwersytecie Jagiellońskim. Uczę kilku zawodów: technik mechanik pojazdów samochodowych, elektronik, automatyk, informatyk cyfrowych procesów graficznych. Nie jestem w stanie być w każdym z nich najlepszy. Ale mam tę swoją pracownię i uczniów nią zafascynowanych, a sponsorów znajdujemy, upowszechniając to, co robimy. Pod tym względem jest łatwiej. Media to ostatni człon tego mojego równania. Koledzy nauczyciele robią mnóstwo fantastycznych rzeczy, ale nie chcą o tym opowiadać.
Byłem taki sam, dopóki się nie przekonałem, że nie warto być zbyt skromnym. Bo dzięki temu dostaję telefony z propozycjami wsparcia. W czasie pandemii za to, że robiliśmy przyłbice dla lekarzy, ktoś nam kupił drukarki. Ludzie z Jarosławia i okolic, lokalni przedsiębiorcy bardzo nam kibicują.
A teraz – powtórzmy – amerykańskie Dallas i miejsca na podium dla pańskiego ucznia…
– To wielki sukces. Filip rok temu przyszedł do mnie, prosząc o udział w konkursie E(x)plory. Ten 15-latek o pięknym umyśle i specjalnych potrzebach w naszej pracowni opracował bezdotykową klawiaturę programowalną i mechaniczną, która ma służyć chorym na rdzeniowy zanik mięśni SMA. Chciałem udowodnić, że da się coś takiego stworzyć i udało się. Trwa proces testowania tego urządzenia. Wniosek o jego opatentowanie znajduje się w Urzędzie Patentowym RP. Taka klawiatura może pomóc milionom ludzi na całym świecie. Zauważył to Rafał Brzoska, właściciel InPostu, i dał Filipowi stypendium inwestycyjne. Jest jednym z 25 młodych ludzi, którzy otrzymali od niego takie stypendium. Mentorem Filipa został Petros Psyllos, jeden z najbardziej wybitnych umysłów na świecie.
Artur Tutka: Angażuję rodziców w pracę szkoły, żeby zobaczyli, jak pracujemy
Co jest dla Pana istotą tego zawodu?
– W tej chwili już wiem, w jaki sposób prowadzić lekcje i co młodzież kocha. Do momentu zrobienia ręki dla Kingi obijałem się o ścianę. I ja, i uczniowie byliśmy szczęśliwi, gdy kończyła się 45-minutowa lekcja. Od momentu, gdy zaczęliśmy rozwiązywać wspólnie problemy w nienormowanym czasie, wiem, jak to powinno wyglądać. Uczę ich tego, by potrafili się sami ogarnąć, zdobyć pieniądze na wyznaczony cel bez pomocy rodziców i szkoły, jak rozmawiać z mediami, zaprezentować siebie, a ja się od nich uczę tych wszystkich nowinek, o których oni się szybciej dowiadują w tych moich zawodach. To oni mnie nauczyli latać dronem, doprowadzili do zrobienia prawa jazdy na bezzałogowy statek powietrzny. Gdy w towarzystwie mówię, że jestem pilotem bezzałogowego statku powietrznego, mój autorytet rośnie.
Co spowodowało, że po studiach wrócił Pan do swojej szkoły?
– Istotnie, jestem absolwentem tej szkoły. Ja nie byłem grzecznym uczniem. W Szkole Podstawowej nr 1 w Jarosławiu miałem dwóch wychowawców z różnym podejściem do ucznia. Jeden widział we mnie zło, drugi dobro. Ten drugi, pan Andrzej Zadorożny, podał mi rękę w VIII klasie, mówiąc, że on widzi we mnie to dobro. Podziałało, postanowiłem mu udowodnić, że się nie myli. Potem odwiedzałem go ze świadectwami ukończenia szkoły średniej i kolejnych kierunków studiów.
Teraz też po każdym programie telewizyjnym, do którego jestem zapraszany, dzwonię do niego, mówiąc, że to dla niego ten występ. Mam wobec niego dług, więc tak jak on wyciągam rękę do młodzieży, niektórzy ją łapią. Jest on dla mnie wzorem pedagoga.
Czy szkoły zawodowe mają dziś szansę, by dobrze kształcić dla przyszłości?
– Brakuje nam narzędzi. Przed laty korzystaliśmy z Europejskiego Funduszu Społecznego, pisałem projekty i udało się ściągnąć do szkoły sporo pieniędzy. Nie musiałem szukać sponsorów. Wszyscy byli zadowoleni. Mogliśmy korzystać z bezpłatnych kursów, kupowaliśmy nowoczesny sprzęt.
Jeśli do tego nie wrócimy, nastąpi zapaść, bo my pracujemy w tej chwili na 10-letnim sprzęcie z tamtych lat, a on się zużywa. To pierwsza sprawa w edukacji zawodowej.
Poza drukowaniem 3D z plastiku chciałbym uczniom pokazać druk z metalu, z żywicy. Pozyskane z budżetu obywatelskiego 40 tys. zł przeznaczymy na zakup drukarek. Przy udziale tego budżetu chcemy zrobić klawiatury dla niepełnosprawnych. Stowarzyszenie PSONI z Jarosławia zamówiło u nas 40 sztuk, bo są konkurencyjne w stosunku do tych, które oferuje PFRON.
Dziękuję za rozmowę.
***
Przedstawiamy wywiad opublikowany w GN nr 29-30 z 19-26 lipca br. Polecamy wydanie drukowane i elektroniczne – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne
>> Więcej wywiadów z laureatami i finalistami Konkursów Nauczyciel Roku oraz Nauczyciel Jutr@ mozna przeczytac TUTAJ:
https://glos.pl/tag/nauczyciel-roku
Anita Heinze-Kasprzak: Staram się pokazywać, co tak naprawdę jest w życiu ważne
Mateusz Kacprowski: Inspiracją jest dla mnie prof. Banach i szkoła lwowska. Zależy mi na zmianie
Sztuką jest trafić do odbiorcy. Przemysław Gryt: Twórcza destrukcja – to działa