Kraków: z powodu niskich wynagrodzeń może zabraknąć nauczycieli


Z Anną Korfel-Jasińską, wiceprezydentem Krakowa ds. edukacji, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Coraz więcej samorządów mówi: nie mamy z czego dokładać do wydatków na oświatę. Co się może stać, jeśli rząd nie zwiększy nakładów na edukację?

– Pieniądze to jest bezwzględny warunek, żeby w ogóle rozmawiać o oświacie. Niestety, od dłuższego czasu edukacja nie jest postrzegana jako inwestycja w młodego człowieka, w Polskę. Tymczasem dbanie o edukację i o status nauczyciela wyznaczany jest nie tylko przez jego kompetencje, kwalifikacje i wykształcenie, ale też wynagrodzenie, które przyciąga do zawodu tych najlepszych, to jest właśnie inwestycja w przyszłość. Edukacja oczywiście kosztuje i musi kosztować, a więc nie obejdzie się bez zwiększenia wydatków z budżetu państwa. Inaczej nie może być mowy o dobrej edukacji.

Dziesięć miast złożyło do Ministerstwa Finansów przedsądowe wezwanie do zapłaty kosztów wprowadzenia reformy. W przypadku Krakowa chodzi o 4,3 mln zł. Skąd taka kwota?

– Początkowo szacowaliśmy te nasze dodatkowe koszty związane z reformą edukacji na ok. 20-21 mln zł w skali każdego roku, przy czym w przypadku 2017 r. możemy mówić tylko o czterech miesiącach, od września od grudnia. Na szczęście dyrektorzy tak zorganizowali sprawy kadrowe, że nie musieliśmy przeznaczyć dużych kwot na odprawy dla zwalnianych nauczycieli. Do tych kosztów zaliczyć więc można głównie wydatki związane z wyposażeniem szkół podstawowych powstałych z przekształcenia gimnazjum.

(…)



Więcej – tylko w Głosie nr 24 i w e-wydaniu



Pozostałe artykuły w numerze 24/2019: