Prawie każdego dnia dowiadujemy się, że ktoś ma pozytywny wynik testu, a ktoś inny trafił na kwarantannę


Z Anną Zając, nauczycielką języka angielskiego w szkole podstawowej w Warszawie, rozmawia Jarosław Karpiński

 Niemal codziennie Ministerstwo Zdrowia informuje o nowych rekordach zakażeń, za to MEiN powtarza, że nie ma planów wprowadzenia ograniczeń w szkołach. Jak wygląda sytuacja pandemiczna w Pani szkole?

– Sytuacja jest bardzo trudna. Ostatnio, gdy prowadziłam lekcję, przyszła dyrekcja i ogłosiła, że w klasie jest covid. Uczniowie trafili na kwarantannę, chociaż niedawno wrócili z poprzedniej, już drugiej od września. Do szkoły przychodzili raptem trzy dni. Mało tego, okazało się, że zakażenie  potwierdzono u jednego z uczniów, który czuł się źle i od dwóch dni nie chodził do szkoły. Natomiast jego brat chodził i został zabrany przez rodziców z trzeciej lekcji, dopiero gdy podejrzenia choroby u brata dały wynik pozytywny i skontaktował się z nimi sanepid.

Często ma Pani takie sytuacje w pracy?

– Niemal każdego dnia i o różnych porach dowiadujemy się, że jakieś dziecko ma pozytywny wynik testu, że jakiś nauczyciel zachorował, że ktoś trafił na kwarantannę. Częste są kwarantanny z udziałem nauczycieli, a trzeba przyznać, że nie wszyscy się zaszczepili. Generuje to organizacyjne kłopoty. Trudno znaleźć zastępstwa dla klas, które akurat znajdują się na zdalnym nauczaniu, bo nauczyciele mają też zastępstwa w klasach, które uczą się stacjonarnie. Poza tym nauczyciele mają swoje rodziny, swoje dzieci, które też chodzą do szkół i jako rodzice mierzymy się z podobnymi problemami z drugiej strony.



(…)

 

Więcej – GN nr 48 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 48/2021: