Samorządy: Nie możemy wydawać więcej, niż mamy w budżetach lokalnych


Z Markiem Andruchem, starostą bieszczadzkim, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Po co mierniki jakości powietrza na dachu szkoły w Ustrzykach Dolnych? Przecież to Bieszczady, czyste powietrze…

– Mierniki pojawiły się nie tylko na dachu szkoły, ale też w starostwie i szpitalu. Chcieliśmy sprawdzić, jaki jest stan powietrza w Bieszczadach. Nigdy tego nie mierzyliśmy, a nasze miasto leży w kotlinie.

I co pokazują urządzenia pomiarowe?

– Tak jak się spodziewaliśmy, najgorzej jest wtedy, kiedy zaczyna się sezon grzewczy. Chwilami poziom stężenia pyłu zawieszonego PM2,5, PM10 i benzopirenu jest wysoki. Zdarza się, że oznaczenia świecą się na czerwono lub fioletowo. Są to, na szczęście, wzrosty krótkotrwałe i najczęściej podnoszą się w nocy. W ciągu dnia dużego zagrożenia, to znaczy takiego, które mogłoby nas zmusić do zamykania szkół, nie odnotowujemy.

A gdyby się pojawiło?

– Dzieci nie mogłyby pójść do szkoły. Na razie u nas jeszcze się to nie zdarzyło i nikogo w masce antysmogowej nie widziałem. Chciano jednak zbudować na terenie miasta fabrykę produkującą węgiel drzewny oraz materiały bitumiczne. Zakład nie powstał, ale pobudziło to całą naszą społeczność do zainteresowania się nie tylko stanem powietrza, ale także innymi konsekwencjami takiej produkcji. Musimy trzymać rękę na pulsie, bo niestety, znacząca większość wzrostów wskazywanych przez mierniki jest generowana przez podmioty prywatne.

(…)



Więcej – tylko w GN nr 1-2 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 1-2/2020: