Socjolog: Uczniowie wolą słuchać nauczycieli niż polityków


Z dr. hab. Piotrem Długoszem, profesorem UP, wicedyrektorem Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Dziś chyba częściej niż o zaufaniu mówimy o jego deficycie, o tym, jak bardzo podważane jest zaufanie do szkoły, nauczycieli. Zespół pod Pana kierownictwem postanowił zbadać, komu ufają/nie ufają uczniowie*. Zanim przejdziemy do wyników, zapytam, co Was skłoniło do tych badań?

– Chcieliśmy się dowiedzieć, jak pandemia wpłynęła na zaufanie uczniów do różnych grup społecznych, bo pojawiła się taka hipoteza, że brak kontaktów ze szkołą, z rówieśnikami, lęki wywołane przez izolację oraz działania narzucane przez władzę miały negatywnie wpłynąć na poziom zaufania, a wręcz w znaczący sposób je podważyć. Oprócz tego badanie poziomu zaufania będzie traktowane jako element kapitału społecznego, zobaczymy w analizach, czy uczniowie, którzy mają zaufanie do nauczycieli, łatwiej zaadaptowali się do powrotu do nauki stacjonarnej, poczuli się bezpieczniej.

Zaskoczyło Pana, że uczniowie jednak wolą uczyć się w szkole niż zdalnie?

– I tak, i nie. Śledzimy ten dyskurs wokół zdalnego nauczania. Pojawiła się przecież nawet taka teza, że skoro mamy możliwości, żeby uczyć zdalnie, to może taka szkoła, jaka znaliśmy przed pandemią, nie jest już nam potrzebna, żeby zdobywać wiedzę. A w ślad za tym – nie są potrzebni nauczyciele. W Warszawie przed pandemią wykonano badania, z których wynikało, że tylko 6 proc. uczniów uważa nauczycieli za ważne źródło informacji, a 77 proc. deklaruje, że więcej dowiaduje się od kolegów lub z internetu. Potem, w czasie pandemii, zostało to nawet dodatkowo wzmocnione, mówiło się, że edukacja się zindywidualizowała, że uczniowie sami potrafią zdobywać wiedzę.

Wyczuł Pan, że ta narracja jest jednak fałszywa i że te tezy można obalić?

– Tak. I jako badacz postanowiłem to jak najszybciej sprawdzić. W czasie pandemii pojawiło się wiele różnych tez i sądów, na dodatek były one i są nadal legitymizowane i uznawane za fakty. Funkcjonuje to na zasadzie, że „X” powiedział, „Y” powtórzył, a „Z” napisał, powołując się na „X” i „Y”. Socjologia jest nauką empiryczną i wiadomo, że tutaj nie chodzi o badanie samego zaufania sensu stricto, tylko zaufania jako jednego z elementów czynnika edukacyjnego. Postanowiłem sprawdzić, w jaki sposób wpływał on na powrót do szkoły. I wcale nie zdziwiło mnie, że poziom zaufania wygląda niemal identycznie w Polsce jak na Ukrainie, gdzie też prowadziliśmy takie same badania. W obu krajach widać, że zaufanie uczniów do rodziny jest wysokie, że nadal mają też zaufanie do nauczycieli, a do władzy go praktycznie nie ma.

Z tych badań wynika, że zaufanie do władzy jest kilkakrotnie mniejsze. W przypadku ministra edukacji i nauki nawet trzykrotnie mniejsze (29 proc.) – w porównaniu z zaufaniem do wychowawcy (87 proc.) i pozostałych nauczycieli (85 proc.). To ciekawe, że przedstawiciel władzy i określonej grupy politycznej, której zdarzało się atakować środowisko nauczycielskie, wypadł tak słabo.

– Generalnie w przypadku władzy to zaufanie zawsze jest niskie. Premier i prezydent też nie cieszą się wśród uczniów dużym zaufaniem. Deklaruje je kolejno 26 i 31 proc. Na Ukrainie jest podobnie, a tam takich sytuacji i ataków kierowanych w stronę nauczycieli nie było. Mimo to zaufanie do władzy jest na tak samo niskim poziomie. Może tylko prezydent Ukrainy zbiera nieco wyższe noty – 39 proc., bo jako celebryta był idolem młodych pokoleń i m.in. dlatego wygrał wybory. Co do nauczycieli, to ta grupa zawodowa cieszy się na Ukrainie ogromną estymą. Tam się po prostu nie kwestionuje ich autorytetu. W Polsce co innego. Mimo to przy identycznie sformułowanym pytaniu w obu krajach – „Czy ufasz nauczycielowi”, odpowiedzi były niemal identyczne.

Próba pokazania nauczycieli w złym świetle w Polsce nie odniosła skutku?

– Można tak powiedzieć. Być może dlatego, że jednak młodzież mniej interesowała się tym, co mają do powiedzenia politycy, a może nie interesują jej te opinie. Z badań, z których chcieliśmy się m.in. dowiedzieć, na ile te tezy o niepotrzebnej szkole są wyssane z palca, jasno wynika, że bez nauczyciela uczniowie nie wyobrażają sobie edukacji. 82 proc. uczniów wskazało, że nauczyciel mobilizuje ich do nauki, 78 proc. docenia, że nauczyciele ich wspierają, że zależy im na ich dobrych ocenach. I co ciekawe, aż 79 proc. dzieci i młodzieży dostrzega, że nauczycielom zależy na ich dobru. Im więcej danych się analizuje, tym bardziej odnosimy wrażenie, że nauczyciel jest potrzebny uczniom od zaraz. To sygnał, że uczeń nie jest w stanie osiągnąć bez szkoły swoich celów i uświadomił to sobie w czasie pandemii. Nie jest więc też do końca prawdą, że w trakcie zdalnego nauczania kontakty uczniów z nauczycielami urwały się całkowicie. Relacje są ważne, ale uczniowie nie tylko w tym widzą rolę szkoły, jej siłę i funkcję. Siłą szkoły jest również nauczyciel, który motywuje, sprawdza i kontroluje.

(…)



Cały tekst – tylko w Głosie (nr 38, także w formie e-wydania)



Pozostałe artykuły w numerze 38/2021: