Będziemy pokazywać zarówno nauczycielom, jak i uczniom oraz rodzicom, jak pracować skutecznie, żeby zamiast pięciu godzin poświęcić na pracę dwie i pół godziny, ale uzyskać lepsze efekty. Będziemy pokazywać metody nauczania, które są bardzo proste, wymagają kartki i ołówka, a ich skuteczność jest naukowo udowodniona. Będziemy tłumaczyć, jak te metody stosować w praktyce. Przygotujemy bardziej szczegółowe informatory, bardziej praktyczne. Będą też materiały wideo, seminaria dla nauczycieli, rodziców i uczniów. Materiały już powstają, ale gros będzie na początku nowego roku szkolnego.
Z dr hab. Maciejem Jakubowskim, profesorem UW, dyrektorem Instytutu Badań Edukacyjnych, rozmawia Jarosław Karpiński
IBE przygotował informatory dla nauczycieli zawierające przykładowe rozwiązania i dobre praktyki przydatne w zadawaniu prac domowych zgodnie z wymogami rozporządzenia, które obowiązuje od 1 kwietnia. Jak nauczyciele mogą z nich korzystać, do czego mogą im się przydać?
– One przede wszystkim wyjaśniają, dlaczego doszło do zmian w pracach domowych. Bo jest to głębsza zmiana, w której chodzi także o zmianę kultury pracy w szkołach, relacje nauczycieli z uczniami i rodzicami. Wydaje mi się, że wysyłamy jasny sygnał, że celem pracy w szkole nie jest tylko uzyskanie przez ucznia dobrej oceny. Ta ocena jest oczywiście ważna, nie mówię, że ocenianie nie jest ważne, ale to nie powinien być cel sam w sobie.
Co jest ważne?
– Ważne jest przede wszystkim to, żeby uczniowie uczyli się samodzielności, odpowiedzialności za to, co robią, i czuli, że chcą się czegoś nauczyć, a nie tylko dostać ocenę. Wbrew pozorom to nie jest to samo.
W tych informatorach odwołujemy się do badań, które pokazują dwie rzeczy. Po pierwsze, że prace domowe przynoszą znikome efekty edukacyjne, szczególnie u młodszych uczniów. To jest główna motywacja, żeby te prace w pierwszych latach szkoły ograniczyć. Młodsi uczniowie są mniej samodzielni i przy odrabianiu prac domowych wiele zależy od ich wrodzonych zdolności, od tego, jakie mają środowisko, jak ich wspierają rodzice. Właściwie tylko to „mierzymy”, zadając pracę domową.
Druga kwestia to są badania pokazujące, że jeśli pojawia się ocena, przymus związany z oceną, to jedynie ona jest dla ucznia ważna. Celem pracy domowej powinno być pokazanie uczniowi tego, co potrafi, czego nie potrafi, czego musi się jeszcze nauczyć, nad czym musi popracować. Badania pokazują, że jeśli pojawia się ocena, to on na te pozostałe potrzeby nie zwraca uwagi. Patrzy tylko na to, jaką ma ocenę, a z tego korzyść jest niewielka.
Ocenianie jest jednak tradycyjnie silnie związane z polską szkołą, edukacją i być może także dlatego część nauczycieli z takim dystansem podchodzi do zmian w pracach domowych, a także do informatorów.
– Staramy się pokazać, na razie dość ogólnikowo – ale będziemy też organizować seminaria, podczas których zaprezentujemy konkretne praktyki – co mogą robić nauczyciele, żeby ich uczniowie nadal pracowali w domach, ale z dużo większym przekonaniem, że to im pomoże w nauce, że mogą coś osiągnąć. System, w którym jedynym motywatorem jest ocena, jest systemem przestarzałym.
Dlaczego? Proszę wyjaśnić, co Pan ma na myśli.
– Dlatego że żyjemy w czasach sztucznej inteligencji i zaawansowanych narzędzi, które mogą rozwiązać prace domowe za uczniów. Nie mówię już nawet o serwisach, zarówno płatnych, jak i darmowych, które pomagają w rozwiązywaniu prac domowych. Dzisiaj robimy zdjęcie telefonem i dostajemy natychmiastową odpowiedź. I tego się nie da zatrzymać, nowoczesne technologie będą się rozwijać, to jest proces lawinowy. Z moich rozmów z nauczycielami wynika, że część z nich bagatelizuje ten problem albo przymyka na niego oko, bo – przyznajmy – nie bardzo wiadomo, co z tym zrobić.
Poza tym coraz bardziej w dzisiejszym świecie liczy się to, na ile jesteśmy samodzielni, posiadamy umiejętność samodzielnej pracy, wyznaczania sobie celów, dążenia do nich. Tak naprawdę na rynku pracy sukces zależy od tego, na ile jesteśmy zdolni do samorozwoju i planowania pracy. Coraz więcej jest pracy nie etatowej, tylko zadaniowej. A więc uczenie się od dziecka umiejętności planowania systematycznej pracy, stawiania sobie celów i samorozliczania z tych celów jest kluczowe.
Polska szkoła poszła za bardzo w stronę ocenozy. Ja to widzę, obserwując studentów. Widzę, że jedynym czynnikiem, który ich motywuje do uczenia się, jest ocena albo jej brak. I to jest ogromny problem.
I ten problem ma rozwiązać rozporządzenie w sprawie ograniczenia prac domowych?
– Oczywiście nie, ale to jest problem, któremu musimy stawić czoło i powoli zacząć go rozwiązywać. Będziemy wskazywać metody pracy, które powodują, że uczniowi powinno się bardziej chcieć. Chodzi o podkreślanie na każdym kroku sukcesu ucznia, dawanie mu dobrej informacji zwrotnej nastawionej na jego osobisty rozwój, a nie na to, czy jest lepszy, czy gorszy. I te metody, mam nadzieję, będą powoli zmieniać kulturę pracy w szkole i formować inne postawy u uczniów, żeby uczyli się z chęci, a nie z przymusu.
Intencje, które Państwu przyświecają, są zrozumiałe. Zresztą wielu nauczycieli od dawna nie zadaje albo znacząco ograniczyło zadawanie prac domowych, ale są tacy, którzy zadają, bo przy przeładowanej podstawie programowej nie widzą innych możliwości skutecznego oddziaływania na uczniów, na to, by przyswajali wiedzę. Proszę więc wyjaśnić, czym w duchu obecnego rozporządzenia są – albo powinny być – prace domowe.
– Rozporządzenie zmienia jedną rzecz. Ono ogranicza możliwość oceniania, czyli straszak oceny przestał być wymogiem odrobienia pracy domowej. Ale nie zakazujemy prac domowych. Podam przykład z własnego doświadczenia. Jeżeli daje się zadania na ocenę, to bardzo często uczniowie czy studenci nie pracują samodzielnie i właściwie efekt zadania pracy domowej jest znikomy. To wychodzi w badaniach. One pokazuję, że uczniowie tych nauczycieli, którzy zadawali więcej prac domowych i oceniali je częściej – nie robili większych postępów w nauce. Wyjaśnieniem tego jest fakt, że praca pod przymusem, nastawiona na ocenę, przynosi mizerne efekty.
I tym nauczycielom chcemy pokazać inną drogę do zadawania uczniom może już nie zadań domowych, ale pracy do domu do samodzielnego rozwiązania i do takiego motywowania uczniów, żeby ci sami czuli, że powinni więcej się uczyć.
Koniec końców nauczyciel i tak będzie ich oceniał, będzie jakaś klasówka, kartkówka, egzamin, na którym uczeń zostanie oceniony. Chcemy, żeby nauczyciele pokazywali uczniom, że to oni biorą odpowiedzialność. Że tylko i wyłącznie własna praca uczniów może spowodować, że się czegoś nauczą albo nie. Nauczyciel chętnie pomoże, ale to od ucznia najwięcej zależy.
Szokującym wynikiem badań było też to, że polscy uczniowie, pytani, od czego zależy wynik egzaminu, najczęściej wskazywali na fart, że się udało, że trafili na pytania. Podobnie odpowiadali pytani o to, co decyduje o sukcesie w życiu. Wskazywali na szczęście albo na koneksje, że ktoś kogoś zna. Znacznie rzadziej niż np. uczniowie w krajach azjatyckich mówili, że to zależy od naszej własnej pracy. Coś jest nie tak, jeśli w szkole nie jesteśmy w stanie nauczyć dzieci, że sukces edukacyjny zależy od własnej pracy.
Mamy rozporządzenie, ale cały czas trwa dyskusja, jak zadawać i oceniać, która sama w sobie jest wartością. Jednak nauczyciele pytają, dlaczego zmiany w prawie nie zostały poprzedzone odpowiednimi szkoleniami, przygotowaniem informatorów, wytycznych, tylko stało się na odwrót?
– To nie jest pytanie do mnie. My jako IBE możemy wspierać nauczycieli w tych zmianach, pokazywać, jak te zmiany dobrze wprowadzać. Nie my jednak te zmiany zaplanowaliśmy. Rozumiem, że było to zobowiązanie wyborcze, nie mnie to oceniać, bo to decyzja polityczna. Natomiast z punktu widzenia eksperckich badań jest to kierunek, który ma sens. Mam nadzieję, że kolejne zmiany, w tym np. zmiany w podstawach programowych, będą już wprowadzane inaczej. I tutaj też IBE ma prowadzić konsultacje dotyczące wizji sylwetki absolwenta, który ma kończyć polską szkołę za kilkanaście lat.
Chcemy prowadzić te konsultacje bardzo szeroko i jestem zdecydowanym zwolennikiem tego, żeby główny głos mieli tu nauczyciele. Dotychczas problemem w budowaniu podstaw programowych i wprowadzaniu innych zmian w polskich szkołach było to, że nauczyciele mieli za mało do powiedzenia. Zamiast głosu praktyków, którzy opowiedzieliby, jak to naprawdę jest w klasie, wsłuchiwaliśmy się częściej w głos akademików i ekspertów. Przyznaję, że trzeba to zmienić.
Wracając do szkolnej praktyki – nie obawia się Pan, że zamiast prac domowych czy zadawania pracy do domu, jak Pan mówi, będzie więcej kartkówek, sprawdzianów w szkołach? Bo oceny trzeba stawiać…
– Oczywiście nie o to chodzi w tej zmianie i dlatego tłumaczymy i będziemy tłumaczyć w różnych formach nauczycielom, po co jest ta zmiana. Oczywiście nie muszą korzystać z naszych wskazówek czy podpowiedzi, ale chcielibyśmy, żeby korzystali z innej drogi do motywowania uczniów. Myślę, ze ci nauczyciele, którzy dużo oceniają, już dużo więcej nie mogą zrobić. Są oczywiście szkoły, gdzie ocenianie jest racjonalne, jest ograniczone, ale są takie szkoły i nauczyciele, którzy każdego dnia muszą oceniać, podporządkowali się ocenozie.
Często niezrozumiane jest też to, że kiedy robimy np. test z uczniami, ale bez oceny, to on daje bardziej pozytywne efekty edukacyjne, niż, dajmy na to, klasówka. Test to jest supernarzędzie, bo w trakcie testu uczeń ćwiczy, powtarza, wzmacnia swoje rozumienie, szczególnie jak nauczyciel wie, jak z takim testem pracować, jak dać informację zwrotną. W polskiej szkole testoza jest jednak mylona z ocenozą i przeprowadzanie testów jest postrzegane jako coś negatywnego. Tymczasem efekt edukacyjny zależy nie od narzędzia, tylko od tego, jak go używamy. Jeśli nauczyciel będzie robił non stop klasówki na ocenę, to efekty będą znacznie gorsze niż nawet ciągłe testowanie uczniów, ale nastawione na informację zwrotną, nawet grupową, ale bez oceny, za to z pogłębianiem, dopytywaniem się uczniów po teście o przykłady czy wyjaśnienie, dlaczego wybrali daną odpowiedź.
(…)
W niedawnej ankiecie Głosu Nauczycielskiego zapytaliśmy nauczycieli, jak nowe przepisy dotyczące (nie)zadawania prac domowych wpłyną na ich pracę z uczniami. Co ciekawe, większość głosujących odpowiedziała, że nic się nie zmieni, bo nie zadają pisemnych prac domowych, albo wprowadzą zmiany, ale nie mają one dla nich większego znaczenia. Dużo mniej ankietowanych odpowiedziało, że wszystko okaże się w praktyce, a jeszcze mniej spodziewa się rewolucji i poważnej zmiany metod nauczania. Jak Pan to tłumaczy?
– Cieszę się, że tak nauczyciele to widzą, bo te zmiany to nie jest przewrót kopernikański. My raczej dryfowaliśmy w nieznanym kierunku i mieliśmy sygnały, by zastanowić się nad zmianą modelu oceniania. Ważnym aspektem był też dobrostan uczniów.
Zarówno dobrostan uczniów, jak i dobrostan nauczycieli pozostawia wiele do życzenia.
– Tak. Ale koncentrując się przez chwilę na uczniach, to nie może być tak, że jeden uczeń w jednej szkole prac domowych nie ma, a w drugiej ma tyle, że nie jest w stanie się wyrobić. Głosy uczniów, którzy mówili otwarcie, że oni mają tyle prac domowych, że nie mają czasu na naukę, były głosami naprawdę niepokojącymi. Ci uczniowie czują się niekiedy bezwolni, nie mogą decydować, jak się uczyć i kiedy, tylko „gonią” tymi pracami domowymi, traktujemy ich niemal jak automaty.
Będziemy – jak wspomniałem – mówić o sylwetkach absolwentów i my nie chcemy mieć takich absolwentów. Chcemy, żeby młodzi ludzie mogli samodzielnie decydować o swoim życiu, by mieli poczucie, że to, czego uczą się w szkole, jest potrzebne. Dlatego tak wiele zależy od nauczycieli, którzy powinni to podkreślać i pokazywać efekty, przekonywać uczniów, że sukces zależy od ich samodzielnej pracy. Większość nauczycieli to doskonale rozumie i wie. Niektórych czeka rewolucja, ale pokażemy im, co mogą zmienić w swojej pracy.
Jest jednak takie zagrożenie i artykułują to także nauczyciele, że wbrew intencjom przyświecającym zmianom uczniowie zamiast wykorzystywać wolny czas bez prac domowych na samodzielną pracę czy realizowanie pasji, jeszcze bardziej niż dotychczas skupią się na telefonach, konsolach i komputerach.
– Wiem, że tak się dzieje. W wielu krajach uczniowie – jak pokazują badania – spędzają niemal cały wolny czas na różnych rozrywkach oferowanych przez nowe technologie. Ale my przymusowymi pracami domowymi na pewno tego nie zmienimy. Powiedzmy sobie szczerze, że ci chłopcy, którzy siedzą przed komputerami czy przed ekranami smartfonów, będą pierwsi potrafili wykorzystać te narzędzia do odrobienia pracy domowej w pięć minut. Trzeba uczniów w tym zakresie edukować, pokazywać zarówno korzyści, jak i koszty nadmiernego korzystania z technologii. Dania wprowadza oddzielny przedmiot poruszający te zagadnienia. To jest sensowny kierunek, który dotyka ważnego, ale jednak odrębnego od kwestii prac domowych problemu.
Na koniec powiedzmy trochę o planach IBE. Będą kolejne materiały dla nauczycieli?
– Będziemy pokazywać zarówno nauczycielom, jak i uczniom oraz rodzicom, jak pracować skutecznie, żeby zamiast pięciu godzin poświęcić na pracę dwie i pół godziny, ale uzyskać lepsze efekty. Będziemy pokazywać metody nauczania, które są bardzo proste, wymagają kartki i ołówka, a ich skuteczność jest naukowo udowodniona. Będziemy tłumaczyć, jak te metody stosować w praktyce. Przygotujemy bardziej szczegółowe informatory, bardziej praktyczne. Będą też materiały wideo, seminaria dla nauczycieli, rodziców i uczniów. Materiały już powstają, ale gros będzie na początku nowego roku szkolnego.
My, nauczyciele, za bardzo skupiamy się na pracy w klasach. Zapominamy, jak ważna jest skuteczna praca rodzica i ucznia w domu. To może bardzo zmienić edukację, bo wiemy z badań, że uczniowie pracują metodami, które są nieskuteczne, np. przeglądają podręczniki, czytają swoje notatki. Takie metody dają złudzenie uczenia się, a nie są skutecznym wysiłkiem, pracą z pamięcią, by robić szybsze postępy w nauce. To chcemy pokazywać.
Liczymy też, że to zmieni nieco kulturę pracy w szkołach. Chodzi o budowanie porozumienia w sprawie metod pracy między nauczycielami, uczniami i rodzicami, by mieli wspólne cele i mogli wspólnie je realizować.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 16-17 z 17-24 kwietnia 2024 r. – w wydaniu drukowanym i elektronicznym (e.glos.pl). Polecamy!
Fot. IBE