W wyborczą niedzielę nauczyciele ocenią polityków – za pomocą kartki i długopisu


W niedzielę 13 października br. ok. 700 tys. nauczycieli może wpłynąć na to, kto będzie rządził, a więc także – na przyszłe decyzje w sprawie warunków pracy i wynagrodzenia. Taką szansę mamy tylko raz na cztery lata

„Mam tego wszystkiego dość”, „Pensja nie wystarcza mi do pierwszego”, „W Lidlu zarobię więcej”, „Czy wy też macie wrażenie, że coraz więcej pracujecie, a dostajecie coraz mniej?” – w ciągu ostatnich czterech lat takie komentarze można było przeczytać na facebookowych forach zrzeszających nauczycieli, w komentarzach pod tekstami o sytuacji w oświacie. Podobne głosy można było usłyszeć w pokojach nauczycielskich, w przerwach w czasie szkoleń, na demonstracjach i w wielu innych miejscach. Czy wreszcie podczas kwietniowego strajku. Największego protestu nie tylko w we współczesnej historii polskiej oświaty, ale generalnie w historii Polski po 1989 r.

Głos oddany w wyborach ma znaczenie. Wyniki poprzednich wyborów, przeprowadzonych jesienią 2015 r., utorowały drogę do tzw. reformy oświaty, polegającej m.in. na likwidacji gimnazjów i zmianie ustroju szkolnego. „Tak zdecydowali wyborcy” – powtarzała przy każdej okazji Anna Zalewska, wprowadzając „deformę”, która zlikwidowała kilka tysięcy stworzonych od zera,  z ogromnym wysiłkiem, gimnazjów. To jesienią 2015 r. w dużym stopniu rozstrzygnęło się to, że od września tego roku nauczyciele wielu liceów i techników uczą w 36-osobowych klasach, kończą lekcję o 21, przeciskają się w tłumie uczniów na korytarzu w drodze do pokoju nauczycielskiego czy też próbują sobie przypomnieć, w której podstawie programowej był dany temat. Bo muszą uczyć według dwóch różnych programów. Ich koleżanki i koledzy w szkole podstawowej nie mają lżej, zmagając się z konsekwencjami upchnięcia w klasach VII-VIII programu, który wcześniej omawiano w trzyletnim gimnazjum.

Wszyscy natomiast ponieśli konsekwencje bałaganu po wprowadzeniu nowego systemu oceniania i awansu zawodowego – wycofanego zresztą po prawie roku (dzięki mobilizacji strajkowej całego środowiska nauczycielskiego). Innych zmian, takich jak odebranie nauczycielom niemal wszystkich dodatków socjalnych, prawa do mieszkań służbowych czy  maksymalnego utrudnienia w korzystaniu z urlopów dla poratowania zdrowia, nie odwołano.

„Tak zdecydowali wyborcy” – to zdanie nauczyciele słyszeli też, gdy politycy partii rządzącej tłumaczyli, dlaczego zabrakło pieniędzy w budżecie na podwyżki w oświacie.



(…)

 

Piotr Skura

 

Cały tekst – GN nr 40 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 40/2019: