Dodatek motywacyjny. Władze miasta uległy, ale to nie koniec naszych akcji


Z Izabelą Faksą-Lerch, prezes Oddziału ZNP w Rybniku, rozmawia Jarosław Karpiński

W jakich nastrojach nauczyciele rozpoczęli nowy rok szkolny w Pani mieście?

– Z rozmów z nauczycielami wnioskuję, że z radością wracają do stacjonarnej pracy. Brakowało nam bezpośrednich kontaktów z uczniami, spotkań koleżeńskich w pokojach nauczycielskich. Życzymy sobie, żeby ta „normalność” trwała jak najdłużej. Podobne nastroje dominują chyba w całej Polsce i w całym środowisku oświatowym. Natomiast ta obecna, stacjonarna praca jest trochę inna niż przed pandemią. Przestrzegamy wytycznych sanitarnych, zachowujemy dystans, inaczej wyglądają przerwy lekcyjne. Mówię oczywiście o szkołach, bo przedszkola czy placówki specjalne pracowały cały czas w warunkach pandemii. Wszyscy też wiemy, że w kontaktach z małymi dziećmi nie ma mowy o zachowaniu dystansu.

O Rybniku było w minionym roku szkolnym głośno w całej Polsce w związku z upokarzającym dodatkiem motywacyjnym dla nauczycieli, który wynosił 1 zł brutto. Czy coś się zmieniło?

– Tak, od września dodatek ma wynosić całe 60 zł. Warto zauważyć, że władze samorządowe ustaliły jego wysokość na poziomie 75 proc. kwoty, która obowiązywała rok temu. Przed pandemią nauczyciele otrzymywali bowiem 80 zł dodatku, potem został on zmniejszony do 1 zł. W rozmowach z nami, z partnerami społecznymi, władze miasta deklarowały, że dodatek wróci do dawnego poziomu, skończyło się na 60 zł. Będziemy negocjować, by ta kwota była wyższa i pozwoliła dyrektorom, poprzez przyznanie dodatku motywacyjnego, wyrazić uznanie za wkład pracy i zaangażowanie nauczyciela w edukację dzieci i działanie szkoły. Kolejne rozmowy są zaplanowane na koniec listopada.



(…)

 

Cała rozmowa tylko w Głosie (nr 36, e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 36/2021: