Felieton: Casting na wychowawcę


Oddałem klasę wychowawczą. Przyszło mi więc do głowy, że mógłbym od września wziąć nową. Poszedłem w tej sprawie do pani dyrektor. Okazało się, że wszyscy wpadli na podobny pomysł. Dziwnym trafem każdy chce być teraz wychowawcą. Szkoła stanęła na głowie.

Jeszcze rok temu nikt nie chciał. Szefowa musiała nieźle się nakombinować, żeby znaleźć frajera, który za symboliczną złotówkę zgodzi się wziąć na siebie mnóstwo dodatkowej roboty. Chętnych nie było. Anglista się tłumaczył, że nie uczy całej klasy. W takiej sytuacji wychowawcą być nie może. Wuefista, że uczy tylko chłopców, a wuefistka –  wyłącznie dziewczynki. Informatyk wymigał się uwagą, że jego przedmiot trwa rok, a wychowawcą jest się do końca szkoły. Może wziąć klasę, ale po roku oddaje ją komuś innemu.

Germaniście nie można było dać klasy, gdyż niemieckiego uczy się tylko dziesięć osób. Jeszcze mniej uczy się hiszpańskiego, więc nauczycielka tego języka też nie może. Pani od francuskiego zgadza się, ale pod warunkiem, że język Moliera będzie obowiązkowy. Podobnego zdania był katecheta. Z radością przyjmie wychowawstwo klasy, która w 100 proc. wybrała religię. Poloniści nie chcieli, gdyż mają mnóstwo sprawdzania prac. Wychowawstwo by ich za bardzo przytłoczyło. Nie wyrobiliby się z robotą. Matematycy wyliczyli, że im się nie opłaca.

(…)

 



Dariusz Chętkowski

Więcej – tylko w Głosie nr 29-30 i w e-wydaniu



Pozostałe artykuły w numerze 29-30/2019: