Felieton: Nieszczęścia na kwarantannie


Ludzie pożyczają i nie oddają. Na szczęście pożyczyłem przyjacielowi tylko książki. Dzwonię więc i mówię, że są mi bardzo potrzebne. Wpadnę jutro. Jutro jednak nie miałem czasu, więc może pojutrze. Już miałem iść, gdy przyjaciel uprzedza, żeby nie przychodzić. Jest na kwarantannie.

Mówi się trudno. Przypomniałem sobie, że mam wizytę u specjalisty. Nie, tego nie da się przełożyć. Dzwonię na wszelki wypadek do szpitala, żeby jutro na próżno nie jechać, i pytam. „Dobrze, że pan dzwoni” – słyszę. Okazało się, że wczoraj odkryto pacjenta z wynikiem pozytywnym piętro wyżej. Cały oddział zamknęli. Niżej na razie wszyscy pracują, jednak odradzamy pacjentom wizytę, gdyż różnie się to może skończyć. „Może przełożę pana na grudzień?”.

Mam pilną sprawę w urzędzie, ale nawet nie będę próbował. Byli, są albo będą na kwarantannie. W sumie wszystko jedno. Po prostu unikają kontaktu z ludźmi jak ognia. Nie będę się napraszał. Przecież nic się od tego nie zawali. Najważniejsze, że człowiek jeszcze zarabia na kawałek chleba. Tylko jak długo?

(…)



Dariusz Chętkowski

Więcej  – GN nr 40-41 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 40-41/2020: