Trudne zdalne


Z Małgorzatą Kietlą, nauczycielką klas początkowych w Szkole Podstawowej im. Jana Kochanowskiego w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Rusinowie, woj. mazowieckie, rozmawia Halina Drachal

Jak długo uczy Pani małe dzieci?

– 36 lat, najpierw siedem lat w przedszkolu w Rusinowie, a po reorganizacji przedszkola na kolejne siedem trafiłam do małej wiejskiej szkoły w Przystałowicach Małych, po czym wróciłam do Rusinowa i cały czas pracuję w tutejszej szkole. Teraz prowadzę klasę trzecią. Już cztery lata, bo od zerówki. I szczerze mówiąc, jest mi przykro, gdyż wkrótce oddaję te moje dzieci…

Dlaczego, to przecież normalne, że odchodzą?

– No tak, ale tym razem będzie inaczej, nie będziemy się mogli nawet pożegnać, teraz będzie jeszcze trudniej niż zwykle.

Dzień pracy zaczyna Pani od?

– Od „ułożenia” planu pracy. Zaczynam o ósmej, z dziećmi umawiam się na dziewiątą. Ta godzina jest mi potrzebna, by sobie wszystko spokojnie przygotować, np. projekcje filmów, które zamierzam wykorzystać tego dnia, czy teksty literackie. Do wybuchu pandemii koronawirusa lekcje w klasach młodszych w naszej szkole rozpoczynały się o godz. 9.20.

Jak Pani sprawdza, czy wszystkie dzieci uczestniczą w lekcji?

– Klikają w ikonki, wszystkie się witają. Czworo dzieci z mojej klasowej dwudziestki pracuje po południu. Dla mnie to jakby druga zmiana. Ich mamy nie mogły przedłużyć urlopu opiekuńczego, by pracować z dziećmi, a one same nie dadzą rady.

(…)



Więcej na ten temat w Głosie nr 25-26 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 25-26/2020: