Felieton: Lolą po plecach


Trudno dzisiaj zaimponować młodym. Na szczęście mam w swoim życiorysie coś, co nagle okazało się w cenie. Otóż jako kilkunastolatek dostałem pałą po plecach, było to w 1983 r. Kiedy więc młodzi opowiadają, że byli w Warszawie i widzieli, jak policja pałowała demonstrantów, niektórzy nawet sami oberwali, mogę z dumą powiedzieć: „Jak byłem w waszym wieku, też dostałem pałą. W historii naszego narodu to już się zdarzało”.

Pałka bojowa „siedemdziesiątka” daje niezapomniane wrażenia. Była grubsza i dłuższa od zwykłej milicyjnej. Służyła do rozpędzania nielegalnych zgromadzeń. Nie mam pojęcia, jak dzisiaj smakuje pałka teleskopowa, którą posługuje się policja do rozbijania manifestacji, w tej dziedzinie zdaję się na doświadczenia młodzieży. Mogę natomiast opowiedzieć o pałce zomowców, choć żadne słowa nie oddadzą emocji, jakie towarzyszą człowiekowi, gdy poczuje dotknięcie długiej pałki bojowej, tzw. Loli. Pali ona żywym ogniem, a ból nie chce ustąpić nawet po godzinie. Być może byłem wtedy „miękiszonem”, jak to określił niedawno Zbigniew Ziobro, ale mnie piekło przez cały tydzień, a przez kolejny wciąż bolało. Zacząłem już nawet sądzić, że nigdy „Loli” czuć nie przestanę.

(…)



Dariusz Chętkowski

Więcej  – GN nr 51-52 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 51-52/2020: