Mogliśmy częściej chodzić do szkoły. Może należało dać szkołom wolną rękę w organizacji nauczania hybrydowego


Z Ewą Ratajczak, nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej w Zespole Szkół w Osieku nad Wisłą, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Co Pani pomyślała, kiedy ogłoszono termin powrotu do szkół wszystkich uczniów?

Pomyślałam, że może to już koniec tych lockdownów i zdalnego nauczania. W końcu wybrałam ten zawód z miłości do pracy w szkole, a nie siedzenia w domu. Tkwienie przed laptopem całymi dniami było chwilami nie do zniesienia. Tyle mówi się o traumie uczniów, ale my, nauczyciele, też swoje przeżyliśmy przez ten czas. Oczywiście są fajne platformy, były szkolenia, dzieci też się wiele nauczyły, ale brak bezpośredniego kontaktu z nimi stanowił poważny problem dla nas, nauczycieli.

„Ojej, nie wytrzymam już dłużej tego zdalnego” – tak Pani myślała?

Aż tak to nie (śmiech). Raczej: „Ojej, nie wytrzymam już tego siedzenia w domu”, tego braku ruchu, ciągłego patrzenia w kamerę i komputer. To męczyło, chociaż moi uczniowie nawet nieźle sobie z tym poradzili. Bardzo sprawnie szła nam nauka zdalna. Rodzice też się spisali. Moja klasa III to zdolni uczniowie.

Starałam się ich motywować nie tylko samą wiedzą, ale też innymi zadaniami. Każdy się czymś interesuje, więc przy okazji rozwijałam te zainteresowania. Mam dzieci, które bardzo żywo interesują się tematami politycznymi, sytuacją w kraju, także gospodarczą. Jak pani zapyta o liczbę ludności w Polsce, to każdy mój dziewięciolatek odpowie poprawnie. Dorośli nie zawsze.



(…)

 

Cała rozmowa – GN nr 18-19 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 18-19/2021: