Felieton. Wielki powrót albo jeszcze większe obawy


W ostatnich dniach sierpnia zacząłem sobie uzmysławiać, jak realny staje się powrót do szkoły. Wraz z każdą kolejną oczyszczoną z pozostałości po remoncie salą wejście uczniów do szkoły zbliżało się wielkimi krokami. Bałem się tego powrotu.

Nie chodzi mi tylko o to, że szkoła nie jest na to przygotowana. Nie chodzi nawet o to, czy zachorujemy, czy pójdziemy na kwarantannę. Ponieważ prędzej czy później i tak pójdziemy. Liczymy się z tym, przygotowujemy odpowiednie procedury, obradujemy. Będziemy w lepszej sytuacji niż w marcu.

Dlatego bardziej bałem się tego, co zastanę. Z jednej strony wszyscy, a już z pewnością uczniowie, odzwyczailiśmy się od tradycyjnej i często – powiedzmy to sobie szczerze i uczciwie – nudnej, stacjonarnej nauki. W szkole nie można wyciszyć nauczyciela, zagłuszyć go dźwiękiem ulubionej kapeli albo pozorować obecność na lekcji, a w tzw. międzyczasie cisnąć w „Wiedźmina”. Tak się nie da.

(…)

Cały artykuł – tylko w Głosie (nr 37-38, e-wydanie)



Dariusz Żółtowski

Nauczyciel języka polskiego



Pozostałe artykuły w numerze 37-38/2020: