Felieton. Lepsza najgorsza prawda


Co najmniej od listopada minister edukacji oraz jego zastępcy chodzą do różnych mediów i opowiadają, kiedy nastąpi powrót do szkoły. Być może w grudniu, potem – po świętach i tak się to ciągnie.

Tylko że minęły już dwa święta, zbliża się majówka, a zaraz po niej – matury i ministrowie nadal się odgrażają, że wrócimy. Okraszają to słowami, za którymi zawsze można się schować, np. „z dużą pewnością”. Wystarczy powiedzieć, że z dużą pewnością wrócimy w kwietniu (i nieważne, czy rzeczywiście wrócimy), a polityk zachowa twarz.

Z jednej strony rozumiem urzędników, przecież nikt nie chce przynosić wyłącznie złych wieści. Kiedyś w końcu przyjdą wybory. Zamiast ogłaszać kolejne lockdowny i obwieszczać fale pandemii, woleliby przynosić nadzieję. Nawet próbują to robić. Miłościwie nam panujący minister Czarnek potrzebuje zaufania społecznego, dlatego chodzi i deklaruje, że już za chwilę, już za moment szkoły ruszą pełną parą. Niestety, takie deklaracje często znacząco dezorganizują pracę nauczycielom i ja jestem tego przykładem. A i samemu ministrowi nie przysparzają zwolenników. Ludzie zwyczajnie zaczynają traktować to, co mówi, niepoważnie. Jak inaczej odbierać słowa, że być może w kwietniu uda się wrócić, jeśli codziennie umierają setki ofiar covidu?



(…)

 

Dariusz Żółtowski

Nauczyciel języka polskiego

 

Więcej – GN nr 16-17 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 16-17/2021: