Bardzo bym nie chciała, żeby nauczyciel musiał wyglądać za drzwi, kiedy będzie chciał mówić o tolerancji


Z Danutą Kozakiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Minister zdrowia mówi o obowiązku szczepień dla nauczycieli, a minister edukacji, że nie jest entuzjastą tego rozwiązania. A co Pani myśli na ten temat?

– Kiedy słucham wypowiedzi decydentów, mam same wątpliwości, a zastrzegam, że jestem zwolenniczką szczepień. Szczepienia nauczycieli to jest jedna z tych rzeczy, do których z jednej strony nie należałoby nikogo przymuszać, ale z drugiej strony przymusza nas sam fakt, że jesteśmy grupą szczególnie zagrożoną i jednocześnie stwarzającą zagrożenie. Uważam, że powinniśmy się wszyscy obowiązkowo szczepić. Pytanie tylko, dlaczego Ministerstwo Zdrowia nie mówi o szczepieniu pozostałych pracowników szkoły. To jest dziwne, bo przecież szczepiąc się, chcemy uniknąć nie tylko zachorowania, ale także – co dotyczy szkół – nauczania zdalnego.

Kto może powodować największe zagrożenie w szkole?

– Potencjalnie wszyscy stanowimy dla siebie zagrożenie. Ale jeśli zdarzy się niezaszczepiony nauczyciel plastyki, który ma godziny w każdej klasie, to nagle może się okazać, że na nauczanie zdalne muszę wysłać połowę szkoły. To jest poważny problem. Zaszczepienie medyków, służb mundurowych i nauczycieli – to podejście minimum. Gdybyśmy chcieli poważnie podejść do tego zagadnienia, trzeba by zacząć mówić o całym społeczeństwie. Ale jak pokazują konferencje ministrów, o tym się nie mówi. Podobnie unika się rozmowy np. o tym, że szczepienia powinny być warunkiem koniecznym do korzystania z pewnych dóbr, jak kina, teatry, restauracje, kawiarnie. To nie tylko rozwiązałoby kwestię szczepień wśród wielu grup zawodowych, ale też wśród rodziców uczniów. Niestety, nasze władze nie są zgodne nawet co do tego, jak egzekwować noszenie maseczek, więc co tu mówić o szczepieniach.



(…)

 

Cała rozmowa – GN nr 51-52 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 51-52/2021: