Felieton: Laptopy się skończyły


Mój prywatny laptop był tak stary i zużyty, że kiedy się zepsuł, to żaden zakład w Łodzi nie chciał słyszeć o naprawie. A zepsuło się w nim naraz dosłownie wszystko. Zaniosłem tu i tam, ale wszędzie sytuacja wyglądała podobnie. Cały personel zbierał się, aby obejrzeć sfatygowanego staruszka. Muzealny eksponat. Naprawdę jeszcze wczoraj działał? Pan na tym pracował?

Ludzie lecieli, jakby im klient przyniósł mumię egipską do ożywienia. Fiu, fiu, przedpotopowy sprzęt. A co za estetyka, jak z pierwszej serii „Gwiezdnych wojen”. Nie do naprawy. Chyba że w warsztacie u Hana Solo. Z czymś takim to tylko Chewbacca sobie poradzi – gadali rozbawieni informatycy.

Wprawdzie laptop miał lat jedynie 20 z hakiem, ale wyglądał na dużo więcej. Ciężko dla mnie pracował, wszystkie klawisze miał wyżarte od miliardów uderzeń, aż w końcu biedak padł. Z żalu prawie się rozpłakałem.

(…)



Dariusz Chętkowski

Więcej  – GN nr 46-47 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 46-47/2020: