Lockdown w oświacie. Cena za spóźnione reakcje rządzących?


Od 9 listopada br. wszystkie szkoły przeszły na kształcenie zdalne (ale nie przedszkola). Czy dałoby się tego uniknąć, gdyby rządzący słuchali nauczycieli i pomogli zabezpieczyć oświatę przed skutkami drugiej fali pandemii?

Gdy premier Mateusz Morawiecki 4 listopada br. ogłaszał najnowsze plany na walkę z koronawirusem, trudno było oprzeć się wrażeniu, że pandemia wymknęła się rządzącym i służbie zdrowia spod kontroli. W tym dniu odnotowano prawie 25 tys. zachorowań i 373 ofiary śmiertelne w ciągu doby.

– Pandemia uderzyła w Polskę z niebywałą siłą – mówił Mateusz Morawiecki. – Listopad będzie jednym z najtrudniejszych miesięcy w pandemii – wieszczył.

Szef rządu przedstawił listę kolejnych obostrzeń. Najważniejsze dotknęły oświatę, która i tak funkcjonowała w warunkach „pełzającego lockdownu” – najpierw rząd skierował do zdalnej edukacji uczniów szkół średnich, krótko potem – także uczniów klas IV-VIII, teraz przed komputerami w swoich domach zasiadły także dzieci z klas I-III. Pierwotnie ministerstwo edukacji przewidywało, że uczniowie będą się uczyli w takim trybie tylko do 8 listopada br. Termin ten szybko wydłużono do 29 listopada.

(…)



Piotr Skura

Więcej  – GN nr 46-47 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 46-47/2020: