Kresy mają wielką moc


Z Marią Krystyną Orłowicz, prezesem Stowarzyszenia „Kresy we Francji”, rozmawia Leszek Wątróbski

Pani rodzina pochodziła z Kresów…

– Ze Stanisławowa. Ojciec był tam dyrektorem poczty, a matka historykiem, absolwentką Uniwersytetu Lwowskiego. Rodziców wygnali Sowieci z ich domu. Wieźli ich potem w otwartym wagonie do Przemyśla. Skierowani zostali na ziemie zachodnie nazywane wówczas odzyskanymi. Zamieszkali w Nysie koło Opola, gdzie przyszłam na świat. Byłam wychowywana w duchu wielkiego patriotyzmu. Mama była nauczycielką historii. Ojciec, podobnie jak matka, podjął pracę w swoim zawodzie. Był najpierw głównym inspektorem, a następnie dyrektorem poczty, z której go wyrzucili po moim wyjeździe na stypendium do Paryża. Imał się wtedy wszystkiego, bo zależało mu na utrzymaniu rodziny. Tata zmarł w 2003 r. Ostatnie sześć lat spędził u mnie, w Paryżu.

Kiedy zamieszkała Pani we Francji?

– Wcześniej wyjechałam do Algierii, a będąc jeszcze w Polsce, organizowałam wymianę pedagogiczną z Francją. Pracowałam wówczas we wrocławskim liceum nr 8. Była to wymiana między naszym liceum a Liceum Fénélon w Paryżu. Wyjeżdżały spore, jak na tamte czasy, grupy młodzieży. Wymiana trwała dwa tygodnie. Na stałe do Francji przyjechałam dopiero po pobycie Algierii.

(…)



Więcej na ten temat – GN nr 31-32 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 31-32/2020: