Felieton. Na lody już nie pójdziemy


Dopóki umierają ludzie za siedmioma górami, za siedmioma lasami i za siedmioma rzekami, trudno brać poważnie ostrzeżenia przed COVID-19. Nagle jednak umarł kolega, z którym pracowałem od 1998 r. Trafił pod respirator, z którego już żywy nie wyszedł. Lat miał tyle co ja, chorób podobnie. Ostatnio zaprosił mnie na lody.

Zadzwoniła koleżanka, też nieznacznie po pięćdziesiatce, na karku typowe nauczycielskie choroby. Pogadaliśmy, że życie jest bardzo krótkie i pełne niespodzianek. Trzeba korzystać, póki siła w nas. Czy mam wystarczający zapas wina? Nie ma co sobie żałować, skoro nie znamy dnia ani godziny. Zadzwoniła inna koleżanka z informacją, że była na mszy. Zmarł kolega, co za tragedia. Trzeba się modlić, bo nie wiemy, kiedy nadejdzie koniec. Może jutro? Gardło ją boli, ma napady paniki. Zadzwonił kolega, aby zaproponować litewską nalewkę. Wypijmy na otarcie łez po przyjacielu. Niech mu ziemia lekką będzie.



(…)

 

Dariusz Chętkowski

 

Więcej – GN nr 1-2 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 1-2/2021: