Oświata w czasach pandemii. Urzędnik w gabinecie, nauczyciel na pierwszej linii


Osobista rozmowa z urzędnikiem to rzecz praktycznie niemożliwa. A przecież nie wszystko da się wyjaśnić zdalnie – skarżą się toruńscy nauczyciele. Wtórują im dyrektorzy skazani na e-maile, skrzynki podawcze oraz telefony

Po sygnałach od toruńskich nauczycieli i dyrektorów skarżących się na utrudniony kontakt z urzędnikami od oświaty postanowiliśmy zapytać w kuratorium i w Wydziale Edukacji Urzędu Miasta Torunia, jak w czasach pandemii realizowany jest nadzór nad placówkami oświatowymi w mieście.

Ale najpierw oddajmy głos nauczycielom. Z oczywistych względów nasi rozmówcy wolą pozostać anonimowi. Jak mówią, po co się narażać…

– Nam nakazano pracę na pierwszej linii frontu, a wizytatorzy i magistraccy urzędnicy siedzą w gabinetach. Kontaktować możemy się tylko przez e-maile, telefony i SMS-y. W wydziale edukacji postawiono skrzynkę podawczą, gdzie wrzucaliśmy pisma. Pewnego dnia jednak zginęła. Nie było nawet gdzie zostawić dokumentów – opowiada dyrektorka jednej z toruńskich podstawówek. – W mojej szkole na egzaminie ósmoklasisty nie było żadnego przedstawiciela kuratorium, choć wcześniej zawsze przychodzili w roli obserwatorów. Wydaje mi się to głęboko niemoralne, że my od maja pracujemy z dziećmi, a oni zamknęli się w swoich urzędach niczym w twierdzach



(…)

 

Justyna Wojciechowska-Narloch

 

Więcej – tylko w Głosie (nr 29-30, e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 29-30/2020: