MEN przerzuca ciężar odpowiedzialności za zdrowie i życie uczniów oraz nauczycieli na dyrektora szkoły


Ze Sławomirem Broniarzem, prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego, rozmawia Piotr Skura

Rozmawiamy w dniu, w którym padł kolejny rekord zakażeń COVID-19, a liczba dzienna przekroczyła 800. Ministerstwo edukacji planuje jednak, że 1 września uczniowie normalnie wrócą do szkół. Czy podziela Pan optymizm Dariusza Piontkowskiego?

– Takie zapowiedzi składane są zdecydowanie na wyrost. Można powiedzieć, że 1 września uczniowie i nauczyciele wrócą do pracy. Ale czy będzie to praca w warunkach szkolnych, czy w warunkach edukacji zdalnej, hybrydowej, czas pokaże. Dowiemy się tego na przełomie sierpnia i września.

Ministerstwo Zdrowia zaczęło dzielić Polskę na powiaty „zielone”, gdzie sytuacja epidemiczna ma być bezpieczna oraz „żółte” i „czerwone”, w których przywrócone zostaną niektóre obostrzenia sanitarne. Nie wiadomo jednak, na co mają się szykować w zagrożonych powiatach dyrektorzy i nauczyciele placówek oświatowych – planować ich zamknięcie czy naukę hybrydową. Rządzący unikają tego tematu, jak mogą.

– Trudno zaakceptować pomysł, by decyzja w sprawie sposobu kształcenia po 1 września należała tylko i wyłącznie do dyrektora. Dyrektor nie ma przecież kompetencji niezbędnych do decydowania o tym, kto jest zdrowy, a kto jest chory. Nie ulega też wątpliwości, że na decyzje polityków należy patrzeć przez pryzmat sytuacji politycznej i ekonomicznej. Minister edukacji chce dać wyraźny sygnał, że „wszystko jest w porządku, nic się nie dzieje, a ja mogę zapewnić prezesa wszystkich prezesów, że szkoły wrócą do pracy”. Dariusz Piontkowski bierze jednak na siebie wielką odpowiedzialność i wielkie ryzyko. Także w sensie politycznym. Przy okazji widzimy problem natury ekonomicznej. Bo pojawi się pytanie: jeżeli decyzją dyrektora szkoła zostanie zamknięta, to czy rodzice automatycznie otrzymają dodatek opiekuńczy? Przecież prawo rodziców do tego dodatku wygasło. Podejrzewam, że to jest powód, dla którego minister edukacji obawia się podejmowania odgórnych decyzji o przechodzeniu na zdalne kształcenie i pozostawia tę decyzję dyrektorom. Chodzi właśnie o uniknięcie wypłacania rodzicom dodatku opiekuńczego. Dlatego należy domagać się jasnych i precyzyjnych decyzji minister pracy albo wręcz premiera.



(…)

 

Cała rozmowa – GN nr 33-34 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 33-34/2020: