Telewizja Dziewcząt i Chłopców: to był świat wspólnoty, świat kształtowania dobra, świat służenia innym


Ze Sławomirem W. Malinowskim, autorem książki „Telewizja Dziewcząt i Chłopców 1957-1993. Historia niczym baśń z innego świata”, rozmawia Jarosław Karpiński

Skąd pomysł, by napisać książkę o programach telewizyjnych dla dzieci i młodzieży sprzed lat? Dziś młodzież żyje raczej internetem i mediami społecznościowymi…

– Pomysł napisania książki rodził się stopniowo. W 2008 r. postanowiłem zrobić film o Michale Sumińskim. Przyszło mi to o tyle łatwiej, że znałem go, jak większość dzieciaków, nie tylko ze „Zwierzyńca”. Pod koniec studiów pisałem pracę magisterską o redakcji Polskiego Radia „Dla tych co na morzu”, której był kierownikiem, bywałem u niego, wiele rozmawialiśmy. Znałem jego historię, fascynacje, najważniejsze życiowe wydarzenia. Gdy do telewizji Planete+ przyniosłem gotowego „Pana Zwierzyńca”, dyrektor Joanna Pogorzelska wpadła na pomysł: „Panie Sławku, tyle fantastycznych programów wtedy było, może zrobi pan cały cykl?”. „Bardzo chętnie…” – odpowiedziałem. Dziesięć miesięcy później był gotowy do emisji.

A książka?

– Cykl programów spodobał się na tyle, że na prośbę widzów po roku został przez Planete+ powtórzony. Cały czas zarówno do mnie, jak i do stacji telewizyjnej napływały listy od widzów podkreślających piękne idee, które propagowała Telewizja Dziewcząt i Chłopców: świat wspólnoty, świat kształtowania dobra, świat służenia innym. Widzowie wspominali programy, które dbały o to, aby ludzie byli lepsi, uśmiechali się do siebie, pomagali sobie wzajemnie i żeby pamiętali, że istnieją magiczne słowa, takie jak: proszę, przepraszam, dziękuję. I wówczas podjąłem decyzję. Filmy filmami, ale to, co zebrałem podczas wielomiesięcznej dokumentacji: te góry faktów, opowieści, anegdot, wzruszających wspomnień i zatrzymane w starych fotografiach okruchy minionego czasu, nie mogą pokryć się kurzem. Napiszę książkę o TDC! Praca była żmudna. Wertowałem starą prasę, przekopywałem góry dokumentów, odszukiwałem ludzi, którzy współtworzyli te programy. I… udało się, jak sądzę, po opiniach nie tylko recenzentów, ale i czytelników. Lecz nade wszystko chciałem napisać tę książkę, aby nie zapomniano o tych wspaniałych programach i ich twórcach. To był ewenement na skalę świata. Spłaciłem dług, który zaciągnąłem u nich jako dziecko.



(…)

 

Więcej – GN nr 33-34 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 33-34/2020: