Powszechna edukacja hybrydowa jest mało realna do wdrożenia


Z Małgorzatą Chełchowską, polonistką oraz dyrektor Szkoły Podstawowej nr 14 z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Armii Krajowej w Tychach, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Ministerstwo edukacji zapowiada powrót do klas, ale zakłada też trzy warianty nauczania od września: stacjonarne, zdalne lub mieszane (hybrydowe). Pani szkoła przez kilka tygodni testowała nauczanie hybrydowe. Jak się udało?

– Realizowaliśmy nauczanie mieszane, ale ani organizacyjnie, ani technicznie nie było to łatwe. Kiedy w maju zapadła decyzja o możliwości organizacji zajęć opiekuńczo-wychowawczych dla uczniów klas I-III, po naradzie z nauczycielami edukacji wczesnoszkolnej ustaliliśmy, że muszą dogadać się między sobą w celu wyrównania programu nauczania. Chodziło o to, żeby wszystkie klasy na danym poziomie nauczania mogły rozpocząć naukę mieszaną od tego samego miejsca czy tematu przewidzianego w programie.

Dlaczego to było takie ważne?

– Żeby można było łączyć różne grupy uczniów uczących się na tym samym poziomie w szkole i w domu. Wtedy niewiele się o tym mówiło, ale dzieci przyprowadzane do szkoły często traciły możliwość wzięcia udziału w lekcjach zdalnych. Dlatego główkowaliśmy, co zrobić, żeby dzieci i w szkole, i w domu mogły w tym samym czasie uczestniczyć w lekcji.



(…)

 

Cała rozmowa – tylko w Głosie (nr 33-34, e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 33-34/2020: